Na wczasy
optymalne w Krzczonowie przyjeżdżali kuracjusze w różnym stopniu
zaawansowania w diecie dr Kwaśniewskiego. Różne też posiadali
oczekiwania. Była grupa osób zaawansowanych w ŻO, już po przestrojeniu
organizmu, która przyjechała tylko na odpoczynek. Ci goście oczekiwali,
że pogoda będzie dobra, a co i jak zjedzą pozostawiali już w moich
rękach, darząc mnie pełnym zaufaniem. Najczęściej były to osoby, które
miały dobrą kondycję i apetyt, oraz nie skarżyły się na dolegliwości.
Następną grupą osób goszczących w Krzczonowie były osoby chcące
zapoznać się z dietą i nauczyć się ją prawidłowo stosować. Osoby te
niejednokrotnie bały się tego typu odżywiania ze względu na ilość
tłuszczu jaką muszą zjeść w posiłku. Ten strach podejrzewam gościł u
większości osób, wchodzących w Dietę Optymalną. Ja starałam się przez
różnorodność potraw pokazać im, że jedzenie optymalne nie jest takie
„dziwne”, czy znacząco odmienne od naszej polskiej tradycyjnej kuchni.
Były to osoby, którym przeważnie już coś wcześniej dolegało, dlatego
zainteresowały się tym sposobem odżywiania, gdyż zwykła medycyna nie
miała im już nic do zaoferowania, bądź też wydatki na nią zaczęły
przekraczać ich możliwości finansowe. Wreszcie przyjeżdżały także osoby
zdecydowane na tę dietę, w większości poważnie chore np. na cukrzycę,
nadciśnienie, niedowłady, ogólne osłabienie niewiadomego pochodzenia
itp. Te osoby nie bały się DO, traktowały ją jako jeszcze jeden
eksperyment na sobie, ponieważ już wcześniej w gabinetach lekarskich,
poddawane były niejednemu eksperymentowi, który nie przynosił
oczekiwanych rezultatów, a wobec diety, gdy ta dawała już po kilku
dniach pomyślne efekty, mieli pozytywne nastawienie i coraz więcej
nadziei na poprawę swojego zdrowia. Zaobserwowałam u wszystkich
kuracjuszy ciekawość co będzie na stole do zjedzenia, chociaż jadłospis
był wypisany i do wglądu w kuchni. Po wcześniejszej rozmowie z
kuracjuszem wprowadzałam zmiany w składzie posiłków, ustalałam co muszę
zmienić dodatkowo w jego dotychczasowym sposobie odżywiania, aby
poprawić jego metabolizm, by zdrowie się poprawiało, a nie pogarszało
czy rozregulowało. Kuracjusze którzy już wcześniej stosowali DO
przyznawali się często później, że chcieli skonfrontować swoją kuchnię
z moją. Pierwszym błędem jaki robili przed przyjazdem do mnie
kuracjusze i który udało mi się wychwycić w trakcie wspólnego
zasiadania do posiłków, to to, że wielkość posiłków w ich domu była
znacznie większa. Po pobieżnym przeczytaniu książki dr Kwaśniewskiego
„Żywienie optymalne” nie wiedzieli, na jaką ilość osób jest proponowany
w książce przepis i nieraz, męcząc się, zjadali wszystko w całości.
Dlatego gdy zobaczyli moje porcje na swoim talerzu obawiali się, że
będą głodowali. Gdy przekonali się, że tak się nie dzieje - to wtedy
przyznali się do swojego błędu. Drugim też podstawowym błędem
popełnianym przez kuracjuszy było niezrozumienie bilansowania posiłków.
Posługiwali się tablicami wartości odżywczych produktów w ten sposób,
że każdą zjadaną potrawę wzbogacali w tłuszcz tak, aby został zachowany
stosunek B(białko):T(tłuszcz):W(węglowodany)=1:3-5:0,5, dlatego też na
ich talerzach w domu porcje były duże. Gdy zsumować te ich posiłki w
bilansie dziennym to zjadali „dużo za dużo”. Trzecim błędem, który
wynika z pobieżnego przeczytania książek Kwaśniewskiego było za małe
dozowanie węglowodanów. Wręcz niektórzy pacjenci bali się jeść
węglowodanów. Jak wiemy ilość węglowodanów w bilansie dziennym powinna
wynosić tyle ile wynosi iloczyn (wagi należnej) WNxO,5 lub 0,8 (w
zależności od schorzeń i potrzeb) zjadanych w każdym posiłku lub
osobno, np. na kolację. Są jednak osoby, które powinny zjadać znacznie
więcej węglowodanów niż to wynikałoby z proporcji podanych przez dr
Kwaśniewskiego i wykonanych obliczeń. Uzależnione jest to od trapiących
ich schorzeń i ich metabolizmu. Takie osoby muszą być wtedy
potraktowane indywidualnie w przypadku układania dla nich jadłospisu.
Czwartym błędem jaki zaobserwowałam, to źle policzone ilości białka i
węglowodanów, a także problem z przypisaniem produktów do odpowiedniej
grupy, tzn. nieznajomość białek, węglowodanów i tłuszczy. W tym
przypadku pacjenci po kilku dniach nauczyli się odróżniać odpowiednio
grupy produktów, tym bardziej, że wykaz tychże wisiał w kuchni na
ścianie. Następnym (piątym) ważnym błędem popełnianym przez pacjentów,
to ważenie produktów dopiero po ugotowaniu i późniejszym zestawiania
ich w odpowiednie posiłki. Powodowało to, że ilość białka, węglowodanów
i tłuszczu była zawyżona w stosunku do faktycznych potrzeb organizmu. Z
tym również, wiąże się niewiedza, że w tabelach produktów
żywnościowych, wartości odżywcze produktów są podane na 100g tego
produktu w stanie surowym, a np. mięso trzeba ważyć bez kości. Ten błąd
dość szybko zaobserwowałam gdy pacjenci dziwili się ilością zjadanych
jaj, wielkością porcji mięsa czy ilością podanej duszonej kapusty czy
innej jarzyny, albo też podanej surówki czy ugotowanej kaszy gryczanej.
Następnie zauważyłam, że kuracjusze obawiali się jeść surówki, bo
przeczytali, że jarzyna musi być tylko gotowana. A przecież sam dr
Kwaśniewski podaje szereg przepisów z surowymi jarzynami, nawet sam
(jak się przyznał ostatnio) zjada nieraz surowe jabłko, aby poprawić
węglowodanowy bilans dzienny czy też poprawić perystaltykę jelit.
Siódmym zauważonym błędem, była również niewiedza, że po przestrojeniu
organizmu należy skorygować swoje BTW tzn. zmniejszyć ilość zjadanych
białek w stosunku do poprzednich wskazań, skorygować ilość zjadanych
węglowodanów - ich ilość powinna być taka, aby nie było tzw. ciał
ketonowych w moczu, ale również aby ich było nie mniej, jak podaje sam
dr Kwaśniewski, niż 50g/dobę (wartość fizjologiczna) i skorygować ilość
tłuszczy, których zjadać możemy tyle aby nie być głodnym.
Niejednokrotnie też u pewnych osób należało zmienić jakość spożywanego
białka, aby dostosować je do metabolizmu danej osoby. I tu przechodzę
do błędów popełnianych przez osoby, które chcą „zrzucić” parę
kilogramów. W każdej diecie odchudzającej trzeba trochę poświęceń. Co
prawda są osoby, które na tej diecie bez wielkich wyrzeczeń ładnie
tracą kilogramy, ale jest też grupa pewnych pacjentów i to wcale nie
mała, która nie straci ani jednego kilograma. W tym przypadku, należy
najpierw skupić się na wyleczeniu swojego schorzenia, a dopiero potem
myśleć o swoich kilogramach. Natomiast osobom, którym specjalnie nic
nie dolega, muszę powiedzieć, że nie ma nic bez bólu. Zauważyłam, że
osoby z nadwagą lubią dogadzać podniebieniu ilością i różnorodnością
potraw, lubią podjadać co chwilę nie pozwalają żołądkowi strawić
spokojnie poprzedniego posiłku. Tu na razie zaleciłabym nie urozmaicać
posiłków, jeść 2 razy dziennie, z ewentualną jedną przegryzką w postaci
np. soku pomidorowego czy 50g jakiś orzeszków i nie bać się
węglowodanów, które należy zjadać przed pójściem do łóżka. Ci, którzy
tę dietę chcą zastosować tylko do odchudzenia, najczęściej tracą
nadzieję i odchodzą od niej, gdyż często brak im cierpliwości.. W tym
wypadku w grę wchodzić może jakiś defekt metaboliczny, który należałoby
skorygować i który najczęściej daje się wykryć po pewnym czasie
stosowania diety, a nie tak, jak myślą te osoby, od razu. W ogóle ten
temat wymagałby odrębnej rozprawy. Na koniec mam uwagę dla osób
kontynuujących żywienie optymalne. Od czasu do czasu należy policzyć
sobie BTW, chociaż wydaje się nam ,że wszystko jest w porządku, aby nie
nabawić się niedożywienia organów z braku pewnych produktów lub
negatywnych odczuć np. uczuleń z nadmiaru tychże produktów. Najczęściej
jest to zapominanie o jedzeniu węglowodanów lub problem ze
zmniejszeniem ilości białek. Gdy komuś nic specjalnie nie dolega to
zaniedbuje te sprawy, w przeciwieństwie do człowieka chorego który z
reguły skrupulatnie trzyma się swoich założeń i je kontroluje. Tak też
powinny postępować wszyscy optymalni.
|